środa, 2 lutego 2011

stajenka III

Kiedy to usłyszałam, nie wiedziałam co powiedzieć. Wcześniej myślałam, że ten dom jest cudowny. Teraz po prostu zaczęłam się go bać.
Z Kubą uzgodniliśmy, że więcej nie będziemy się rodzielać. Zawsze razem jest bezpieczniej niż osobno. Mieliśmy już dość tego domu. Postanowiliśmy poszukać wyjścia. Niestety, kiedy spróbowaliśmy wrócić w to samo miejsce, nie udało się. Tak jakby dom cały czas się zmieniał. Stwierdziliśmy, że trzeba coś zrobić, więc przeszliśmy przez pierwsze napotkane drzwi. Ku pełnemu zdziwieniu zobaczyliśmy kolejny korytarz. Wyglądał jednak inaczej niż poprzedni. Był długi i prosty. Tym razem nie było żadnych drzwi. Poszliśmy więc prosto przed siebię.
Szliśmy już długi czas. Końca korytarza nie było widać ani za nami, ani przed nami. Co jakiś czas obok nas czy za naczymi plecami przelatywał dziwny cień. Wkrótce korytaż zaczął piąć się do góry. "Dalej wzwyż i dalej wgłąb!" - ten cytat wyjątkowo nie wiał optymizmem. Nagle wszystko zaczęło się zamazywać. Zamiast ścian widać było tylko kolorowe smugi. Tak jakbyśmy biegli we mgle lub... w cieniu. W gęstym, ciężkim cieniu.
Idziemy dalej, a właściwie już biegniemy. Chcemy tylko jak najszybciej wydostać się z cienia. Robi się coraz ciemniej. Widok się zmienia. Teraz idziemy po brukowanej ulicy. Im dalej, tym ta ulica jest bardziej wydeptana. W końcu zmienia się w ścieżkę. Nad nami jest niebo. Jest ciemno, bo nie widać ani jednej gwiazdy. Nie wiemy co robić. Nagle... słowa jakby same zaczynają wypływać mi z ust.

O gwiazdo betlejemska,
zaświeć na niebie mym.
Tak szukam cię wśród nocy,
tęsknie za światłem twym.

-Co ty robisz?- słyszę pytanie Kuby.
-Sama nie wiem. -odpowiadam
Nagle zrobiło się jaśniej. Popatrzyłam na niebo. Pojawiła się jedna, mała gwiazdka, dokładnie nad nami. Mrugała, jakby się do nas uśmiechała. Zaczęłam, już z własnej woli, śpiewać dalej.

Zaprowadź do stajenki,
leży tam Boży Syn.
Bóg-człowiek z Panny Świętej
dany na okup win.

wtorek, 25 stycznia 2011

Stajenka: II

Oczywiście skończyła się benzyna. Musimy zjechać na jakąś stację. Zatankować, kupić parę rzeczy i ruszać w drogę. Na razię dorośli poszli zapłacić. Po drugiej stronie drogi stał dom. Dom? W najlepszym wypadku stara chatka. Wyszłam z samochodu. Kuba krzyknął za mną:
-Ej, Karolina, gdzie Cię niesie!?
-Idę zwiedzić tą chatę. Idziesz ze mną?
-Porąbało Cię!
-Czyli idziesz czy nie?
-Oczywiście, że tak!
Naszą rozmowę skończyliśmy już przed drzwiami. Zapadła niezręczna cisza. Żeby ją przerwać, szybko otworzyłam drzwi. To co zobaczyliśmy, przerosło nasze oczekiwania. Zamiast wnętrza rozwalającej się chałupy był tam długi korytarz. Taki mega szkolny, z drzwiami po jednej i po drugiej stronie. Oczywiście bez zastanowienia pobiegłam przed siebie. Słyszałam, że Kuba mnie goni, więc skręciłam w najbliższe drzwi. W takim magicznym miejscu po prostu czułam, że muszę być sama.
Ze zdziwieniem odkryłam, że jestem w garderobie wielkiej jak w teatrze. Były tam najpiękniejsze suknie jakie kiedykolwiek widziałam. Były to stroje z różnych epok. Suknie balowe, sukienki z lat 70, stroje takie, których nawet nie potrafiłam umiejscowić w czasie. Po prostu mnie zamurowało. Zawsze kochałam takie stroje. Kocham ich wygląd, dotyk, a nawet zapach.
W tej chwili przez drzwi wpadł Kuba.
Gdzieś ty była przez cały czas?
No jak to gdzie, tutaj. - nie mogłam zrozumieć o co chodzi- Dopiero co tu weszłam!
Dopiero co? Szukam cię już parę godzin! Ty nawet nie wiesz co ja przeszedłem!
I zaczął opowiadać. A co jak co, ale opowiadać Kuba umie.
W tym domu dzieje się coś dziwnego. Kiedy tylko znikłaś mi z oczu, przede mną pojawił się cień. W tym cieniu co chwilę pojawiała się inna twarz. Kiedy na to patrzyłem, miałem wrażenie, że czas się zatrzymał. Że jestem tylko ja i cień. To nie było przyjemne. To było po prostu straszne. Całym sobą pragnąłem tylko zniknąć.

niedziela, 23 stycznia 2011

Stajenka: I

Jedziemy właśnie ciemnym tunelem. Tunelem ku wolności. Nareszcie nastały święta, a dzięki temu i czas wolny. Będziemy jeździć na nartach, na łyżwach i spać cały dzień. W tym wszystkim są tylko dwa minusy- po pierwsze, najpierw trzeba dojechać. Samochodem. Dziesięć i pół godziny. Po drugie nie jadę z rodzicami. Oni nigdy nie mają dla mnie czasu. Jadę ze znajomymi taty- z "wujkiem", z "ciocią", i z moim prawie kuzynem Kubą. Nie mam nic przeciwko nim, tylko chciałabym raz na jakiś czas porozmawiać, pobyć z rodzicami.
Mimo wszystko i tak się cieszę- z Kubą będą takie numery, że szkoda mówić. No i bardzo lubię jeździć na nartach, więc na to też się cieszę. Zapowiadają sie całkiem fajne święta. Na Wigilię oczywiście przyjadą moi rodzice. Złożyć życzenia, dać prezęty i wracać do pracy.
Zresztą, po co tak wybiegać w przyszłość? Na razie jedziemy ciemnym tunelem...

O blogu.

Na blogu będę umieszczać moje opowiadania. Nie będą one długie. Wiem że już wygląda to nudno ale może ktoś będzie chciał czytać... Od razu mówię, że nic co napiszę nie pokrywa się z rzeczywistością (no, prawie nic). Inspirację czerpię z książek, ze snów, z życia. Pierwsze opowiadanie już niedługo.